Kradzież danych, zakłócanie działalności, a coraz częściej również dezinformacja - to główne cele cyberprzestępców atakujących instytucje publiczne. Sektor ten nadal w dużej mierze korzysta z przestarzałych i nieaktualnych systemów, nie jest też świadomy skali ryzyka. Kontrola NIK wykazała, że aż 75% polskich szpitali nie przestrzega wymogów dotyczących ochrony przed złośliwym oprogramowaniem, odpowiednich procedur autoryzacji i nadawania uprawnień.
Jak zatem zwiększyć bezpieczeństwo instytucji publicznych?
Dane i tożsamości na sprzedaż
W Polsce z aplikacji mObywatel korzysta już prawie milion osób. Od ubiegłego roku deklaracje podatkowe można składać przez internet, w życie weszła też e-recepta. Jednak za rozwojem cyfrowych usług nie zawsze nadąża infrastruktura. Instytucje publiczne borykają się z problemami związanymi z przestarzałym sprzętem, brakami w zabezpieczeniach oraz nieaktualnym oprogramowaniem, co zwiększa ich podatność na cyberataki. Jednocześnie menedżerowie IT publicznych instytucji często przeceniają poziom posiadanej ochrony i nie są świadomi ryzyka. Nawet 55% z nich uważa dane przetwarzane przez publiczne instytucje za mniej wartościowe niż te posiadane przez sektor prywatny.
"Błędne postrzeganie przez publiczne instytucje własnej wartości dla cyberprzestępców powoduje, że mogą one nie być odpowiednio przygotowane na ataki. Przez to narażone są nie tylko tajne informacje związane z wywiadem i bezpieczeństwem kraju, ale też wrażliwe dane milionów obywateli. Nazwiska, adresy, numery PESEL, zeznania podatkowe, dane medyczne czy paszportowe mogą zostać przez przestępców wystawione na sprzedaż w tzw. Darknecie i wykorzystane na przykład do wyłudzeń czy kradzieży tożsamości" - wskazuje Łukasz Formas, Team Lead System Engineering EE w firmie Sophos.
Nie tylko kradzież
Trzech na czterech meanedżerów IT w sektorze publicznym doświadczyło w ostatnim roku incydentu związanego ze złośliwym oprogramowaniem ransomware, a 45% zaobserwowało znaczny wzrost liczby podejrzanych zdarzeń. Na cyberzagrożenia podatne są wszystkie instytucje i systemy publiczne - także bazy danych, miejski monitoring czy systemy identyfikacji. Jesienią ub.r. odkryto lukę w oprogramowaniu europejskiego systemu eIDAS , dzięki której cyberprzestępcy mogli podszywać się pod inne osoby. W tym miesiącu Departament Zdrowia Stanów Zjednoczonych odparł z kolei próbę ataku DDoS na swoje serwery.
"Atak zbiegł się w czasie z kampanią dezinformacyjną prowadzoną przez SMS-y, maile i media społecznościowe, która straszyła obywateli USA zbliżającą się narodową kwarantanną. Celem cyberprzestępców było utrudnienie działań podejmowanych w związku z koronawirusem oraz podważenie zaufania społecznego wobec rządzących. Nie są to działania typowe dla „zwykłych” hakerów - za atakiem prawdopodobnie stały podmioty związane z innym państwem. W ostatnich tygodniach byliśmy świadkami kilku dużych ataków na placówki zdrowia. Jest to niezwykle trudne szczególnie w obecnej sytuacji, ale też pokazuje, że każda instytucja może stać się celem cyberprzestępców" - wskazuje Łukasz Formas.
Wiedza najlepszą bronią
Aby chronić krytyczne informacje i systemy potrzebne są dokładne dane na temat liczby zagrożeń i prób ataków, dostępne w czasie rzeczywistym. Wykorzystujące je narzędzia pozwalają szybko wykrywać zainfekowany komputer czy system i automatycznie izolować go od sieci w ciągu kilku sekund. Ale ważnym uzupełnieniem takich rozwiązań jest też edukacja pracowników. Powinni oni być świadomi zagrożeń oraz wiedzieć, na co zwracać uwagę i jak reagować w niebezpiecznej sytuacji. Wciąż popularne są bowiem socjotechniki takie jak phishing, czyli podszywanie się pod inne osoby lub instytucje w celu wyłudzenia haseł czy numerów kart kredytowych. Takie metody są szczególnie niebezpieczne zwłaszcza teraz, gdyż wykorzystują strach i niepewność użytkowników.
Źródło: Sophos