Na początku sierpnia burza nad Dublinem sparaliżowała chmury Amazon i Microsoft. Minął zaledwie miesiąc, a usługi cloud computing giganta z Redmond zamarły w skutek przerwy w dostawie prądu do północnokalifornijskiego data center.
Przerwa w dostawie energii sparaliżowała na cztery godziny dostęp do części usług SaaS Microsoftu, w tym Hotmail, Skydrive i Office 365.
Po raz kolejny cień chmur obliczeniowych zachwiał ciągłością biznesową wielu firm.
Oczywiście trzeba mieć na względzie to, że różnego rodzaju awarie, problemy z dostawą energii czy Internetu nie omijają infrastruktur opartych o model tradycyjny. Jednak w takiej sytuacji firmy mają z reguły kontrolę nad problemem, mogą oszacować ile będzie trwało przywracanie usług.
Dziś, korzystając z chmur zdarza się to - co nie powinno - usługi zostają przywrócone gdy zostanie usunięta usterka, która z kolei jest usuwana tak szybko, jak to tylko możliwe; za godzinę, za dzień a może w ciągu kilku dni... Niestety odbiorca tych usług nie wie kiedy to nastąpi.
I kolejny raz nasuwa się pytanie, gdzie podziały się hasła reklamowe, wygłaszane podczas licznych konferencji i szkoleń. Czy usługodawcy zapomnieli o swoich Best Practicies, a może nie są one takie 'best'? Dlaczego w sytuacji awarii rozproszenie geograficzne centrów obliczeniowych, Fault Tolerance i High Availabality nic nie znaczą? Gdzie podziało się SLA na poziomie 99,9%, nie mówiąc o 99,999%?
Pozostaje mieć nadzieję, że ostatnie wpadki dostawców chmur, zmuszą ich do szybkiego działania ukierunkowanego na poprawę niezawodności i dostępności, bo wysoce skalowalnej i super zabezpieczonej ale niedostępnej chmury, użytkownicy nie kupią.
Źródło: Antyweb / TechCrunch
Skomentuj na forum